niedziela, 24 marca 2019

Sex Education

                                                                    "Niestandardowa terapia"
Połóżcie i wyciągnijcie spokojnie na kozetce, rozluźnijcie się i spokojnie powiedzcie, z czym macie problem. Związek? A może jego brak. Nieważne. Przygotujcie się na sesje SEKS EDUKACJI, którą zaserwuje wam Netfliks. Uwaga! Seans nieodpowiedni dla dzieci....oraz osób pozbawionych specyficznego poczucia humoru. Dla reszty uszykowano osiem spotkań, każde po około 50 minut, które wprowadzą do świata amerykańskich nastolatków. I choć pierwsze dwa odcinki mogą nieco zrazić do siebie nieprzygotowanych widzów, bo co tu dużo mówić – serial epatuje seksem na każdym kroku, to z czasem przekonujemy się, że wbrew pozorom ta historia ma coś w sobie, a nawet może skłaniać do refleksji.
Głównymi bohaterami serialu "Sex Education" są Otis (Asa Butterfield) i Maeve (Emma Mackey) – on prawiczek, dziecko dwóch terapeutów seksualnych, a obecnie wychowywany przez samą matkę; ona – zdolna, ale z trudną przeszłością, zmagająca się z brutalną teraźniejszością. Tą dwójkę, wydawałoby się żyjących na dwóch osobnych planetach osób, połączy jeden, nie bójmy się użyć tego słowa, porypany pomysł – prowadzenie pokątnego biznesu w szkole, polegającego na udzielaniu sex porad. Grono odbiorców okazuje się być bardzo duże, a problemy, z którymi przychodzą, nie są wyimaginowane i dotyczyć mogą zarówno dzisiejszych brytyjskich (serial jest produkcji brytyjskiej), jak i polskich nastolatków. Mamy pytania o samozadowolenie z seksu, i to zarówno po stronie hetero- jak i homoseksualistów (gejów i lesbijek jest w tej szkole zastanawiająco zresztą dużo), ale także wątek Lily (w tej roli Tanya Reynolds), nieco ekscentrycznej nastolatki, która za wszelką cenę chce stracić dziewictwo. Nie liczy się sam akt ani osoba, z którą "to zrobi". Obawiając się, że będzie na ostatnim miejscu w tym wykreowanym przez media i tanie gazetki dla młodych ludzi plus- minus 15 lat wyścigu szuka desperacko partnera. Jej rozmowa z Otisem, tuż po zjechaniu na rowerze ze wzgórza, jest jedną z najlepszych w serialu.
Oglądając ten serial, zastanawiałam się, kiedy, czy i w jaki sposób pojawią się w polskiej telewizji tematy podejmowane przez "Sex Education". Problem aborcji wśród młodych ludzi (wątek Meave, który scenarzyści zdecydowali się wprowadzić już w 3 odcinku) przeprowadzony jest naturalnie, z jednej strony bez zbędnego patosu i obnoszenia się z tym, z drugiej epatowania tragizmem.

Ciekawe, twórcy postawili na modne ostatnio w serialach lata 80te, robiąc tu jednak niecodzienny miks – połączenie "wczoraj" i "dzisiaj" sprawia, że w naszej opowieści zaciera się wszystko i już sami nie potrafimy określić czasu akcji. Lata 80te czy może przedednie lat dwudziestych XXI wieku? Z jednej strony bohaterowie wysyłają do siebie smsy, a po szkole chodzą ze słuchawkami w uszach, bynajmniej nie od kultowego dla lat 80tych Walkmana, z drugiej w pokoju Otisa znajdziemy mimochodem stare radio, a na szkolnej imprezie, czy, khe, khe, powinnam powiedzieć raczej potańcówce, widzimy charakterystyczny stary mikrofon. To specyficzne zderzenie dwóch światów zadziwiająco współgra i przenika się ze sobą tak naturalnie, że widz zgadza się na wszystko i kupuje nawet najbardziej absurdalne połączenia.
To wszystko sprawia, że ten niestandardowy i absurdalnie w gruncie rzeczy serial przekonuje nas do siebie. Dla jednych będzie to zwykła, i cóż, też po trosze płytka rozrywka, której oddają się nie bez lekkiego wstydu po wielu godzinach pracy, inni znajdą w niej głębszy sens. Dla mnie, oprócz dobrego zapychacza wieczorów, była to historia o dorastaniu i poszukiwaniu swojego miejsca w świecie. 
99groszy

środa, 14 października 2015

Czekolada


                                 We wtorek wieczorem wraz z koleżanką postanowiłam wybrać się na film do Akademii Filmowej. Sama Akademia to przedsięwzięcie dość małego krakowskiego teatru Barakah, który za darmo, co tydzień pokazuje na projektorze kolejne z klasyków światowej filmografii. W tym tygodniu padło na słodko-gorzką "Czekoladę".
Film, który chce opisać, został zrealizowany piętnaście lat temu (produkcja przepada na rok 2000) przez Lasse Hallströma, szwedzkiego reżysera filmowego. Jest oparty na powieści o tym samym tytule wydanej tylko rok wcześniej. Opowiada on historię matki i córki, które podróżują po Francji w poszukiwaniu miejsca do zamieszkania. Matka jest potomkinią indiańskiej księżniczki, co tłumaczy jej tułaczkę po świecie. Przez całe życie Anouk, córki Vianne Rocher, bo tak nazywają się główne bohaterki, mieszkali już w różnych miejscach. I tak, pewnego dnia, wraz z nieprzyjemnym, porywistym wiatrem do małego, prowincjonalnego miasteczka przybywają dwie tajemnicze postacie-matka i córka. Nie tracąc czasu, matka wynajmuje stare pomieszczenie, w którym niegdyś mieściła się cukiernia i zakłada sklep z czekoladą. Pewnie dużo osób w tym momencie ziewnie i przestanie czytać, uznając to za coś banalnego. Ale tutaj sprawy się komplikują, gdyż główna bohaterka- Vianne Rocher robi to niefortunnie w okresie Wielkiego Postu, co już staje się trudną dla mieszkańców do przełknięcia wiadomością. A i kolejne wcale nie okazują się mniej lekkostrawne. Vianne bowiem szokuje, szokuje na ile tylko można swoim zachowaniem to małe, prowincjonalne, katolickie miasteczko. Nie wpisuje się bowiem w żadne ramy ustanowione niepiśmiennie i od wieków przestrzegane przez mieszkańców. Jak szybko odkrywają ze zgrozą, nie jest ona ani stateczną żoną podporządkowaną mężowi, ani katoliczką, a nawet nie wyznaje jakiekolwiek religii. Co więcej jest przeciwieństwem tego idealnego obrazka jaki realizują i do jakiego dążą mieszkańcy („Jeśli się nie spowiadasz, nie uprawiasz grządek i nie udajesz, ze jedynie czego pragniesz, to robić trzy posiłki dziennie[...]”-mówi Marie). A ona nie próbuje, „jak na złość”, nawet wpasować się w tę układankę zasad i reguł. Skoro nawet dziś w wielu miastach, miasteczkach i wsiach niezamężna kobieta z dzieckiem, nie chodząca co niedzielę do kościoła byłaby na językach wielu, to pomyślmy jakie zgorszenie musiałaby wywołać taka kobieta te ok. 60 lat temu. Co na to Vienne? Ano nic. Ona wcale się tym nie przejmuje, żyje jak chce i robi co chce. Za nic ma społeczne konwenanse, które narzucają pewne zachowania, bo „tak wypada”. I jest przez to szczęśliwa. W opozycji do niej można by przedstawić Marie, która właśnie poddała się tej społecznej presji, w nadziei, że dzięki temu osiągnie to szczęście i spokój ducha, ale przeżywa tylko rozczarowanie. Można więc powiedzieć, że „Czekolada” to film o odwadze bycia sobą, poczuciu własnej wartości, wychodzeniu poza schematy, bo przecież tak naprawdę „nikt za nas życia nie przeżyje”. Czy więc warto postępować tak, jak chcieli by tego inni? Marie jest przekonana, że tak. I ponosi w tym względzie porażkę, bowiem choć w jej mniemaniu zrealizowała wszystkie postulaty niepisanego dekretu o tym, „jak powinien zachować się porządny człowiek”, jest nieszczęśliwa z mężem pijakiem, wydaje się też, że popada w lekkie problemy psychiczne spowodowane tą sytuacją. Nie widzi jednak innej drogi i próbuje nadal za wszelką cenę wpasować się w społeczeństwo, w którym żyje, niczym wciskany na siłę niepasujący puzzel do układanki. I mimo że podświadomie zdaje sobie w końcu sprawę, że takie zachowanie nie ma sensu, nie ma tego, czego ma jej wybawicielka-odwagi by zmienić swoją sytuację, która ją podtruwa, odbiera energię do życia. Co gorsza, inni mieszkańcy, do których tak chciała być podobna, unikają ją. I koło się zamyka. Dopiero Vienne Rocher odmienia jej sytuację dając jej trochę ciepła i odwagę, by coś zmienić.
Ale nie tylko.
To także film o tolerancji. Główna bohaterka nie ma uprzedzeń do nikogo, każdego chce poznać i dla każdego jest tak samo miła, czym zjednuje sobie mieszkańców.
Tłem natomiast dla ukazanych w filmie wydarzeń będą, a jakże, słodycze. Ale jakie! Przez dwie godziny obserwujemy cudowne pralinki w najróżniejszych smakach. Czego tam nie ma: kokosowe, migdałowe, czekoladki w kształcie muszelek i "cucuszki Wenus". Do tego filiżanka gorącej czekolady i wielu z nas poczułoby się jak w niebie. Te słodkości są stale obecne , stając się, obok aktorów, jednym z głównych bohaterów filmu. Któż oparłby się takim pokusom? Jak pokazuje zakończenie....nikt.

poniedziałek, 21 września 2015

"Śpiewaj, Muzo, głód wielki mężnego Achilla..." Recenzja "Zupy Franza Kafki"

                   


                  Zastanawialiście się kiedyś, co ugotowałby K. dla urzędników, którzy pewnego dnia wparowali do jego domu bez zaproszenia? Jak wyglądałby przepis kulinarny napisany przez markiza de Sade? Nawet jeśli zaprzeczycie, że kiedykolwiek taka sytuacja miała miejsce, to z pomocą przychodzi wam Mark Crick, autor przezabawnej książki "Zupa Franza Kafki. Historia literatury światowej w 14 przepisach kulinarnych", gdzie dane nam będzie przeczytać popisy kulinarne Raymonda Chandlera, Jane Austen, Franza Kafki, Irvine'a Welsha, Marcela Prousta, Gabriela Garcia Marquez, Johna Steinbecka, wspomnianego wcześniej markiza de Sade (czyli Donatien-Alphonse-François de Sade), Virgini Woolf, Homera, Grahama Greene'a, Jorge Luisa Borgesa, Harolda Pintera, a nawet Geoffreya Chaucera.

Przepisy wydają się tu jednak mniej istotne, zresztą składniki nawet do najprostszych dań przyprawiają czasem o zawrót głowy (Estragon, pasta miso, w przepisie na zwykłe Tiramisu biszkopty savoiardi czy likier Amaretto di Saronno to produkty, które poznałam dopiero dzięki tej książce. Tak więc, jeśli ktoś chce wiernie odtworzyć recepturę będzie musiał nabiegać się trochę po sklepach). Ważniejszym aspektem od najwymyślniejszych składników jest oczywiście indywidualna mianiera każdego z twórców. Wystarczy przeczytać ten fragment:
"[...] Kiedy sączyłem napój, nagle ożyło mi w pamięci pewne wspomnienie: czekoladowy proszek na powierzchni kawy zamienił się w warstwę kakao na powierzchni tiramisu, zakosztowanego po raz pierwszy w Combray[...]"
By rozpoznać styl charakterystyczny dla Marcela Prousta.  Są także przepisy pisane wierszem...

" [...]Tęgołydym Achajom głód zajrzał wnet w oczy,
Chytry Ulisses tylko, za nic mając trwogę,
Wziął łuk, kołczan, kociołek i wyruszył w drogę. "
[...]
"[...] Wynurzył się z namiotu Achill rączonogi,
I otarłszy łzę z oka, szybko związał troki
Skórzanego fartucha, którym się owinął;
oskórował królika-gracko się uwinął-
Pokroił go też zgrabnie na równe kawałki,
Obsmażył na oliwie, mamrocząc przechwałki."

...jest i mini sztuka teatralna (grzanki z serem wg Harolda Pintera). Niektóre z przepisów są dłuższe, inne krótsze, ale każdy z nich wiernie odtwarza styl, humor, sposób przedstawiania historii i postaci danego autora. Dodatkowo do każdego przepisu dołączona jest ilustracja.
Muszę przyznać, że nie znałam większości przedstawianych tu autorów (nie, nie mówię tu o Homerze. O V. Woolf też nie.) O książce dowiedziałam się jakiś czas temu, gdy  jeden z moich prowadzących przyniósł ją na zajęcia. Byłam nią wówczas urzeczona, ale jak to bywa, szybko o niej zapomniałam i dopiero niedawno, już w czasie wakacji (ponad rok później od tego wydarzenia!) wpadło mi do głowy, żeby do niej zajrzeć. I was również do tego zachęcam :)
"Zupa Franza Kafki" Mark Crick
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2005

wtorek, 8 września 2015

Smak kiełbasek z niebieskiej nyski

Chyba każdy Krakus choć raz, przejeżdżając koło Hali Targowej po 20, widział ten dość specyficzny „bar” na kółkach. To niebieska nyska, która już od 22 lat karmi głodnych imprezowiczów i nie tylko od poniedziałku do soboty specjalnością „zakładu”- kiełbaskami z rożna. W końcu i ja postanowiłam spróbować najlepszych kiełbasek w mieście i wybrałam się pewnego wieczoru pod Halę. W internecie przeczytałam, by przygotować się na długie kolejki, na szczęście dziś było inaczej. Już po chwili (2 minuty czekania) dostałam swoją kiełbaskę.
Jak widać na zdjęciu są one naprawdę duże. W zestawie zawsze znajduje się bułka oraz musztarda lub ketchup.
Kiełbaskę można zabrać zarówno na wynos (wtedy dostaje się specjalne pudełko), jak i zjeść ją na miejscu. W pobliżu nyski znajdują się specjalnie postawione stoliki. Minusem będzie tu jednak to, że trzeba jeść na stojąco.


Po posiłku możemy zamówić sobie dodatkowo oranżadę.
Co do samej kiełbaski, rzeczywiście zasługuje na swoją renomę. Była chrupiąca, dobrze przypieczona, tak, ze miejscami aż poczerniała, a jednocześnie nie spalona. Każda kiełbasa jest bardzo podobnej długości, także nie będziemy zawiedzeni, ze za wygórowane pieniądze kupujemy danie na dwa kęsy. Oranżada natomiast była o smaku landrynkowym. Pamiętajmy o zwrocie butelki ;)
CENA: Kiełbaska 8 zł, oranżada 2 zł
MIEJSCE: Hala Targowa, niebieska nyska zaparkowana jest naprzeciwko przystanku „Hala Targowa”
JAK DOJECHAĆ: tramwaj 1, 9, 50, 22 ;  autobus 184
DODATKOWE INFORMACJE: Niebieska nyska stoi  pod Halą tylko od poniedziałku do soboty od 20 do 3 rano

Angielski z kryminałem-The chinese puzzle

 "Dawny znajomy inspektora Nowaka ginie w niewyjaśnionych okolicznościach wkrótce po przypadkowym spotkaniu z detektywem. Zobowiązany poczuciem winy Nowak podejmuje śledztwo wbrew wyraźnym rozkazom przełożonego. Zgłębiając tajemnice realizacji wielkich projektów infrastrukturalnych, poznaje świat, w którym karty rozdają potężne międzynarodowe konsorcja, skorumpowani inwestorzy i dyplomaci, chciwość popycha do zbrodni, a uczciwy człowiek staje się bezwolnym pionkiem."
Autorem jest Kevin Hadley

Jest to tzw. Readers, czyli książka w danym języku, w tym wypadku po angielsku, dostosowana do poziomu ucznia. Może to być książka przekształcona tak, by pasowała do danego poziomu, lub jak w tym przypadku, napisana specjalnie pod poziom B2-C1. Wydawnictwo "Edgard", które jest wydawcą, ma w swojej ofercie jednak także coś dla mniej lub bardziej zaawansowanych użytkowników języka angielskiego. Poziomy wahają się od A2 do C1. Dostępne są też readersy do niemieckiego (jako wielbiciel j. hiszpańskiego liczę po cichu na powiększenie tej oferty ;) )

Jak w każdym readersie na marginesach znajdziemy małą pomoc, dzięki której rzadziej będziemy odrywać się od lektury:

W środku znajdziemy 48 krótkich rozdziałów (chyba najdłuższy miał 4 strony), ćwiczenia, które pojawiają się kolejno co 3 rozdziały. Zadania są naprawdę rozmaite, mogą dotyczyć słówek, które pojawiają się na marginesach (polecam uważne czytanie ;)), ale także zadania typu True/False na czytanie ze zrozumieniem, poprawianie błędnych zdań, itp.


Dodatkowym atutem jest cena. W Empiku, gdzie kupowałam, można dostać ją za 20 zł bez jednego grosza ;)


Książkę czyta się na pewno przyjemnie i szybko. Nie ma zbędnego przynudzania długimi opisami ani dialogami. Nie jest to może kryminał w pełnym tego słowa znaczeniu, tzn. trup jest, śledztwo także, ale jeśli ktoś oczekuje czegoś pokroju Agathy Christie może się trochę zawieść. Mimo to myślę, że książka spełnia swoją podstawową funkcję, dla której została stworzona-trening czytania w obcym języku. Minusem, w moim odczuciu, mogą być te krótkie rozdziały. Rozumiem zamysł- pewnie chodziło o to, by czytelnik nie zniechęcał się, ale według mnie mogłyby być odrobinę dłuższe. Nie rozgryzłam też do końca hasła "nowa metoda". Co jest takiego nowego? Domyślam się, że chodziło bardziej o połączenie ćwiczeń z teksem, choć nie wiem czy nikt nie wpadł już na taki pomysł wcześniej.