Film,
który chce opisać, został zrealizowany piętnaście lat temu
(produkcja przepada na rok 2000) przez Lasse Hallströma, szwedzkiego
reżysera filmowego. Jest oparty na powieści o tym samym tytule
wydanej tylko rok wcześniej. Opowiada on historię matki i córki,
które podróżują po Francji w poszukiwaniu miejsca do
zamieszkania. Matka jest potomkinią indiańskiej księżniczki, co
tłumaczy jej tułaczkę po świecie. Przez całe życie Anouk, córki
Vianne Rocher, bo tak nazywają się główne bohaterki, mieszkali
już w różnych miejscach. I tak, pewnego dnia, wraz z
nieprzyjemnym, porywistym wiatrem do małego, prowincjonalnego
miasteczka przybywają dwie tajemnicze postacie-matka i córka. Nie
tracąc czasu, matka wynajmuje stare pomieszczenie, w którym niegdyś
mieściła się cukiernia i zakłada sklep z czekoladą. Pewnie dużo
osób w tym momencie ziewnie i przestanie czytać, uznając to za coś
banalnego. Ale tutaj sprawy się komplikują, gdyż główna
bohaterka- Vianne Rocher robi to niefortunnie w okresie Wielkiego
Postu, co już staje się trudną dla mieszkańców do przełknięcia
wiadomością. A i kolejne wcale nie okazują się mniej
lekkostrawne. Vianne bowiem szokuje, szokuje na ile tylko można
swoim zachowaniem to małe, prowincjonalne, katolickie miasteczko.
Nie wpisuje się bowiem w żadne ramy ustanowione niepiśmiennie i od
wieków przestrzegane przez mieszkańców. Jak szybko odkrywają ze
zgrozą, nie jest ona ani stateczną żoną podporządkowaną mężowi,
ani katoliczką, a nawet nie wyznaje jakiekolwiek religii. Co więcej
jest przeciwieństwem tego idealnego obrazka jaki realizują i do
jakiego dążą mieszkańcy („Jeśli się nie spowiadasz, nie
uprawiasz grządek i nie udajesz, ze jedynie czego pragniesz, to
robić trzy posiłki dziennie[...]”-mówi Marie). A ona nie
próbuje, „jak na złość”, nawet wpasować się w tę układankę
zasad i reguł. Skoro nawet dziś w wielu miastach, miasteczkach i
wsiach niezamężna kobieta z dzieckiem, nie chodząca co niedzielę
do kościoła byłaby na językach wielu, to pomyślmy jakie
zgorszenie musiałaby wywołać taka kobieta te ok. 60 lat temu. Co
na to Vienne? Ano nic. Ona wcale się tym nie przejmuje, żyje jak
chce i robi co chce. Za nic ma społeczne konwenanse, które
narzucają pewne zachowania, bo „tak wypada”. I jest przez to
szczęśliwa. W opozycji do niej można by przedstawić Marie, która
właśnie poddała się tej społecznej presji, w nadziei, że dzięki
temu osiągnie to szczęście i spokój ducha, ale przeżywa tylko
rozczarowanie. Można więc powiedzieć, że „Czekolada” to film
o odwadze bycia sobą, poczuciu własnej wartości, wychodzeniu poza
schematy, bo przecież tak naprawdę „nikt za nas życia nie
przeżyje”. Czy więc warto postępować tak, jak chcieli by tego
inni? Marie
jest przekonana, że tak. I ponosi w tym względzie porażkę, bowiem
choć w jej mniemaniu zrealizowała wszystkie postulaty niepisanego
dekretu o tym, „jak powinien zachować się porządny człowiek”,
jest nieszczęśliwa z mężem pijakiem, wydaje się też, że popada
w lekkie problemy psychiczne spowodowane tą sytuacją. Nie widzi
jednak innej drogi i próbuje nadal za wszelką cenę wpasować się
w społeczeństwo, w którym żyje, niczym wciskany na siłę
niepasujący puzzel do układanki. I mimo że podświadomie zdaje
sobie w końcu sprawę, że takie zachowanie nie ma sensu, nie ma
tego, czego ma jej wybawicielka-odwagi by zmienić swoją sytuację,
która ją podtruwa, odbiera energię do życia. Co gorsza, inni
mieszkańcy,
do których tak chciała być podobna, unikają ją. I koło się
zamyka. Dopiero Vienne Rocher odmienia jej sytuację dając jej
trochę ciepła i odwagę, by coś zmienić.
Ale
nie tylko.
To
także film o tolerancji. Główna
bohaterka
nie ma uprzedzeń
do
nikogo, każdego chce poznać i dla każdego jest tak samo miła,
czym zjednuje sobie mieszkańców.
Tłem
natomiast dla ukazanych w filmie wydarzeń będą, a jakże,
słodycze. Ale jakie! Przez dwie godziny obserwujemy cudowne pralinki
w najróżniejszych smakach. Czego tam nie ma: kokosowe, migdałowe,
czekoladki w kształcie muszelek i "cucuszki Wenus". Do
tego filiżanka gorącej czekolady i wielu z nas poczułoby się jak
w niebie. Te słodkości są stale obecne , stając się, obok
aktorów,
jednym z głównych bohaterów filmu.
Któż oparłby się takim pokusom? Jak pokazuje zakończenie....nikt.